O trudnościach w świecie dziecka dwujęzycznego – cz. I

Termin „bilinguis” wywodzi się z języka łacińskiego, gdzie oznaczał osobę „sprawną w dwóch językach”. W średniowieczu bilinguis był synonimem człowieka sprytnego i zaradnego. Wszystkie badania odnoszące się dwujęzyczności wskazują na to, że rozwój dziecka dwujęzycznego nie przebiega gorzej, aniżeli dziecka jednojęzycznego. Niektóre badania wskazują nawet, że może przebiegać nawet lepiej. Mózg dziecka dwujęzycznego jest lepiej stymulowany. Pomimo tego super-hiper wstępu, jakie trudności może odczuwać dziecko w wyniku źle prowadzonej dwujęzyczności? Dwujęzyczność ma mnóstwo plusów, które zostały potwierdzone naukowo, co jednak może pójść nie tak? Nie jest to coś co leży po stronie dzieci – to jest nasza odpowiedzialność logopedów/psychologów/pedagogów i rodziców żeby dzieciom tych trudności nie produkować.

 

  1. Specjalista, specjaliście nierówny

Dawno, dawno temu kiedy specjaliści (psychologowie, logopedzi, pedagodzy itd…) nie mieli jeszcze tak rozwiniętej metodologii jaka jest współcześnie mówili, że wychowywanie dwujęzyczne szkodzi. Był to pogląd, który zrodził się u początku wieku XX, został obalony niespełna 50 lat później, wraz z rozwojem nauk zauważających znaczenie neuroplastyczności. Specjaliści u początku zeszłego stulecia uważali podążając za słowami Jaspersa (1922):

„Oczywiście umiejętność posługiwania się dwoma językami daje dziecku wiele korzyści, ale jednocześnie pociąga za sobą koszty, które przewyższają sumę zysków. Przede wszystkim dziecko nie opanuje żadnego z dwóh języków do tego stopnia, do jakiego doszłoby, gdyby ograniczyło się do jednego. Po drugie wysiłek mózgu, konieczny do opanowania dwóch języków jest tak ogromny, że osłabi możliwości dziecka w innych sferach życia i rozwoju”.

Trafienie na takiego specjalistę bardzo utrudniłoby rozwój dziecka dwujęzycznego. Ufny rodzic takiego logopedy/psychologa/pedagoga obawiałby się o to, czy jego emigracja nie sprawi, że jego dziecko będzie „zacofane względem innych dzieci” (proszę wybaczyć tak ostry cytat, ale powtarzam tylko zdanie, które mnie kiedyś w mojej pracy uderzyło). Takie myślenie powoduje wyrzuty sumienia u rodzica, przez to, że miesza języki dziecku, że czyni je „takim”. No właśnie „jakim”? Nauka na szczęście poszła za Lambertem (1977):

 „Istnieje imponujący zbiór dowodów przeciwko zdroworozsądkowemu przekonaniu, że dwujęzyczność, czyli współistnienie dwóch systemów językowych wewnątrz jednego umysłu, w sposób naturalny dzieli potencjał poznawczy i redukuje zdolność do efektywnego myślenia. Dzieci dwujęzyczne mają zdecydowaną przewagę nad jednojęzycznymi w sferze funkcjonowania kognitywnego, a w szczególności elastyczności myślenia”.

Proszę teraz o przyjrzenie się temu, że w zależności od tego, na jakiego specjalistę się trafi, to może on wiele zepsuć, ale też pomóc zrozumieć. W przypadku tego pierwszego, którego wiedza nie wynikała z badań a z założenia „zdroworozsądkowego” (chyba nie!) może dojść do takiej stygmatyzacji dziecka na starcie, a to z kolei do samospełniającej się przepowiedni czyli „co komu wmawiasz, w to wierzy i do tego się dostosuje”, pomimo tego, że jego potencjał pokazuje coś innego.

 

  1. Zbyt wysokie ambicje rodziców

Żeby wyjaśnić zaś zdroworozsądkowo ten drugi model, korzystam zawsze z metafory mięśnia. Im więcej danego mięśnia używasz, tym bardziej on wzrasta. Chcesz iść na siłownię i być wysportowany musisz ćwiczyć. To same pozytywy ale sytuację pełnego rozwoju mogą nieumyślnie zepsuć rodzice, jeśli wymuszają na swoim dziecku kolejne zadania, wręcz do przeciążenia. Podobnie jest również z siłownią, jeżeli narzucisz sobie tempo ćwiczeń, to ilość czasu spędzona na ostrym treningu może skutkować kontuzją. Przenosząc sprawę na grunt dwujęzyczności, to kiedy dziecko katujemy dodatkowymi językami i robimy to ponad jego siły, byle jak najwięcej, nie robiąc z tego wspólnego, rodzinnego „fun”, to dziecko w końcu się zbuntuje. Jego mózg poradzi sobie z nowymi informacjami bez problemu, jednak jeżeli kształcenie dwujęzyczności oznacza presję, bez doceniania wysiłku dziecka – wtedy mogą pojawić się problemy z zachowaniem. Często rodzice dzieci dwujęzycznych zapominają chwalić dziecko, a tylko kształtowanie pozytywnej samooceny i docenianie dwujęzyczności dziecka przynosi pozytywne efekty, w postaci chęci jej rozwijania.

 

  1. Porównanie do rodzeństwa

Nie jest to regułą, choć często się zdarza, że dzieci młodsze lepiej przyswajają język mieszkańców państwa, do którego wyemigrowało, aniżeli starsze rodzeństwo. Wtedy dzieci młodsze dostają masę ciepłych słów, wsparcia itd. Nie wynika to z magicznie wykształtowanej inteligencji dzieci, a raczej… z faktu kiedy rodzina wyemigrowała. Starsze dzieci często zaczynały edukację zanim rodzice wyemigrowali, toteż przyswoiły mnóstwo słów z języka polskiego, jednak kiedy wyjechały wraz z rodziną i miały się uczyć rzeczy, które są pomocne do nauki nowego języka, wtedy mają do zapełnienia pewną lukę. Zaczynają się uczyć w nowym języku rzeczowników, czasowników, przymiotników a nie znają niuansów języka państwa do którego wyjechały, nie poznały tego też w języku ojczystym, bo emigracja im przeszkodziła. Często wtedy rodzice porównują dzieci np. „twoja młodsza siostra już śmiga po angielsku, a Ty nie znasz nawet odmiany czasów, jesteś okrutnie leniwy” (wersja optymistyczna). Takie porównywania powodują w dziecku reakcję obronną – najczęściej agresję. Dzieciom dwujęzycznym, które są najstarsze z rodzeństwa jest najtrudniej się zaadaptować do faktu emigracji. Młodsze dzieci mają w szkole również mniejsze wymagania, niż dzieci starsze, co jest oczywiste ze względu na wiek. Owszem kraje do których się często emigruje, posiadają szkolnictwo, które jest dostosowane do przyjęcia dzieci z innych państw, jednak dzieci starsze mają większą presję, bo miały mniej czasu, aniżeli dzieci młodsze do odnalezienia się w nowej roli. Dzieci starsze np. muszą rozmawiać o chemii i geografii w nowym języku (pomimo grup przejściowych), a dzieci młodsze chętnie malują, rysują, śpiewają. Rodzi to u starszego dziecka masę frustracji, którą rodzice są w stanie opanować wyłącznie przez wspieranie dziecka i pozytywny odbiór jego postępów w nauce.

Sytuacja każdego dziecka powinna być dla rodzica wyjątkowa, niepowtarzalna. Jeżeli wszystkie dzieci rodzą się już na emigracji opisywany problem może nawet nie zaistnieć, jednak jest to częsty schemat, który doświadczam w swojej pracy i który trzeba łamać. Powiedzenie ciepłego słowa, pomimo wymagań nic nie kosztuje a wnosi w życie rodzinne bardzo wiele. Opisywane przeze mnie rzeczy są przykrymi schematami, które bardzo często zdarzają się w mojej pracy i przed którymi z życzliwością przestrzegam. To są autentyczne problemy dzieci często ignorowane i zamiatane pod dywan życia codziennego. Jeżeli widzisz jedną z trzech trudności to ze względu na punkt pierwszy – zmień specjalistę, punkt drugi – ważne jest wymaganie, ale nie przeciążaj dziecka, punkt trzeci – chwal jego postępy i próby pokonywania trudności.

 

PS. Już niedługo część II: O trudnościach w świecie dziecka dwujęzycznego.

 

Wypowiedz się!

[fbcomments]