Brudna 12-stka w wykonaniu stereotypowych rodziców
Każdemu rodzicowi zdarza się popełnić jakiś błąd. Trwałe jego powielanie może stworzyć olbrzymi mur między rodzicem a dzieckiem. Jakie błędy w komunikacji z dzieckiem popełniamy? Thomas Gordon, twórca metody i autor książki „wychowanie bez porażek” terminem „brudna dwunastka” określił listę barier komunikacyjnych, które mogą utrudniać porozumiewanie się z innymi osobami, w tym przypadku – naszymi dziećmi. W „brudnej dwunastce” można znaleźć trzy kategorie komunikatów: a) dawanie rozwiązań: rozkazywanie, grożenie, moralizowanie, stawianie zbyt wielu pytań, doradzanie; b) osądzanie: krytykowanie, przezywanie, stawianie diagnozy, chwalenie połączone z oceną, c) unikanie zaangażowania emocjonalnego: odwracanie uwagi, logiczne argumentowanie, uspokajanie.
Dawanie rozwiązań
W tej grupie zachowań mieszczą się: rozkazywanie, grożenie, moralizowanie, stawianie zbyt dużej liczby lub niewłaściwych pytań, a także dawanie rad.
Zamiast powiedzieć dziecku, że czeka je jakieś zadanie do wykonania, rodzicom zdarza się często wydać mu rozporządzenie np. w postaci rozkazu: „dla mnie to bez znaczenia co robią twoi koledzy, masz teraz zrobić zadanie!” albo „musisz bawić się z Wojtkiem i Kasią!” (pomimo tego, że dziecko wyraźnie tego nie chce). W każdym komunikacie do dziecka, w którym rozkazujemy, nie ma miejsca na dialog, dlatego też ciężko spodziewać się tego, że dziecko nie idąc naszym przykładem, nie będzie wkrótce rozkazywać nam. Ironizując: czy naprawdę mówiąc w taki sposób do dziecka spodziewamy się tego, że dziecko nie będzie tak traktowało nas w przyszłości?
Są to wszystkie błędne komunikaty, którymi wywołujemy u dzieci lęki. Oczywistym jest, że musimy mówić dzieciom o konsekwencjach ich zachowania, jednak formułowanie tego w formie groźby nie jest czymś odpowiednim. Przykładem gróźb są zdania: „Jeżeli to zrobisz będziesz żałować!”, „Jeszcze jedna jedynka, a do 18-stki nie wyjdzesz z pokoju”.
Ten rodzaj stanowią komunikaty typu: „nie powinieneś się tak zachowywać”, „musisz ustąpić”. Przy tej formie wypowiedzi z jednej strony pokazujemy dziecku, że nie jest przez nas akceptowane, z drugiej zaś strony wywołujemy w dziecku potęgujące się poczucie winy.
Ten błąd polega na tym, że staramy się znajdywać u naszego dziecka motywy jego postępowania, dlatego wypytujemy je o dalsze informacje. Przykładem tych barier mogą być pytania: „dlaczego tak postępujesz?”, „dlaczego nie chcesz się z nim bawić?”. Pomimo tego, że mamy dobre intencje, takie pytania sprawiają, że dziecko zaczyna postrzegać nas jako złego policjanta.
Kiedy dziecko przychodzi do nas z jakimś problemem często staramy się sprostać swoim oczekiwaniom, chcemy wypaść jak najlepiej, dlatego staramy się dawać propozycje rozwiązań problemów. Przykładem tej formy komunikatu jest stwierdzenie: „najlepiej będzie jeśli rozwiążesz swój problem….” albo „musisz pójść i załatwić to w taki sposób”. Kiedy jesteśmy w roli rodziców doradzających, wtedy nie znosimy sprzeciwu. Wydaje nam się, że nasze rozwiązanie problemu dziecka jest jedyne i słuszne. Warto zastanowić się nad tym, że jak odwrócimy sytuację i doradza nam nasza teściowa, to nie jesteśmy skorzy do przyjmowania tych rad. Dlaczego? Czyż doradzanie nie powoduje wielkich murów?
Osądzamy
Drugą kategorią barier komunikacyjnych jest osądzanie, które zawiera w sobie osądzanie: krytykowanie, przezywanie, stawianie diagnozy, chwalenie połączone z oceną. Standardowe przykłady: „jesteś niedojrzały”, „nie myślisz w tej chwili logicznie”. Klasyczna kategoria. Niby wiemy, że tak nie można, ale jednak w komunikacji z dzieckiem nieświadomie mamy poczucie, że to spasuje reakcje dziecka.
Są to wszystkie sytuacje, w których stawiamy negatywną opinię o dziecku, która sprawia, że czuje się ono poniżone. Przykładem takiej sytuacji są twierdzenia: „nie myślisz logicznie”, „twój punkt myślenia o tym jest taki niedojrzały”, „totalnie nie masz racji”. Ponownie, odwracając sytuację jakbyśmy się czuli, gdyby nasi rodzice zwracali się do nas w taki sposób? Nawet jeżeli tak do nas mówili, to czy nie było to dla nas bardzo irytujące? Może nawet tak bardzo, że nie mieliśmy ochoty na to aby dzielić się z rodzicami naszymi emocjami i przemyśleniami.
Są to wszystkie sytuacje, w których mówimy do dziecka w taki sposób, aby osiągnąć jego zawstydzenie albo pokazać mu, że jest głupie. Przykładów jest multum, jednak najbardziej bolesne są te, które godzą w dobre imię dziecka: „Jesteś przemądrzałym bachorem”. Tą formą komunikatu sami wystawiamy sobie wizytówkę.
W tej barierze komunikacyjnej staramy się pokazać dziecku, że wszystko już o nim wiemy i że nic już przed nami nie ukryje. Standardowo przykład: „wiem dlaczego tak postąpiłeś, jesteś oczywiście zazdrosny o swojego młodszego brata, albo „twoim celem jest pewnie nastraszenie mnie i ojca”. Czasami możemy się tak zagalopować w naszym stawianiu diagnoz tak bardzo, że zablokujemy dziecku możliwość powiedzenia tego, dlaczego postępuje tak a nie inaczej.
Ma to miejsce zazwyczaj wtedy kiedy dziecko zrobi coś dobrego i tylko wyłącznie wtedy mówimy o nim coś dobrego. Przykładowo: „widziałem twoje świadectwo, no jednak masz coś po mnie”. Ta forma komunikatu wskazuje dziecku, że tylko kiedy będzie robiło coś po naszej myśli, wtedy jego zdanie będzie się dla nas liczyło. Presja, która powstaje przy tym błędzie komunikacji jest ogromna i dziecko może uważać, że nasza miłość jest zależna od jego zachowania. A przecież kochamy nasze dzieci bezwarunkowo.
Unikamy zaangażowania emocjonalnego
Ostatnią grupą zachowań, które utrudniają nam bliskość emocjonalną z dzieckiem jest unikanie zaangażowania emocjonalnego: odwracanie uwagi, logiczne argumentowanie, uspokajanie.
Występuje w sytuacji, w której naszym celem jest odciąganie dziecka od problemu. Staramy się wtedy potraktować jego sprawę w sposób żartobliwy. Dziecko może odczytywać nasz komunikat jako ucieczkę od jego problemów. Przykłady? „Przestań o tym myśleć”, „Nie mówmy o tym przy jedzeniu”, „Możemy porozmawiać o czymś bardziej przyjemnym”, „Tak, ja też przez to przechodziłem, później się będziesz z tego śmiał”.
Staramy się wpływać na nasze dziecko przedstawiając mu argumenty hiperlogiczne np. „Jak miałam tyle lat co ty, to musiałem więcej pomagać rodzicom”, „Ty i twoja siostra musicie być ze sobą bardziej zgodni”. Na poziomie poznawczym oczywiście to są rzeczowe argumenty, które na poziomie emocjonalnym pokazują dziecku, że ciągle nie jest wystarczająco dobre, co powoduje jego odcinanie się od rozmowy.
Staramy się doprowadzić dziecko do momentu, w którym ma się ono poczuć komfortowo, staramy się opanować jego uczucia. Robimy to poprzez komunikaty typu: „jutro będziesz patrzyła na to inaczej”, „czasami każdy z nas to przechodzi”.
Robert Bolton wskazuje jeszcze na jedną barierę: wypominanie sobie zachowań, w których zostały wykorzystane wcześniej elementy „brudnej 12-nastki”. Ważne jest to, że jeżeli podejmiemy pracę nad odcinaniem się od tych 12-stu błędów, nie możemy ich nikomu wypominać, ponieważ zbyt dużo energii stracimy na skupianiu się na cudzych błędach, zamiast zająć się własnymi. To my jesteśmy autorytetem dla naszych dzieci.
Podobne artykuły
Wypowiedz się!
[fbcomments]