W hospicjum może być fajnie
Tak powiedziała pani Hanna w czasie, gdy świętowaliśmy jej urodziny. Być może słowa te brzmią paradoksalnie, ale to one stały się ostatnio mottem naszej pracy w Betanii.
Kiedy Ksiądz Marian Niemiec, proboszcz Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Opolu, został prezesem Stowarzyszenia Hospicjum Opolskie, zapowiedział, iż budować będzie takie miejsce, którego standardy odpowiadają tym znanym mu z Niemiec oraz zgodne są z jego wizją opieki paliatywnej. Trwało to 10 lat, zanim znalazły się potrzebne środki finansowe, przychylność decydentów, odpowiedni budynek. Wreszcie, dzięki pomocy przyjaciół z Polski i Niemiec, w marcu 2012 Betania otwarła swoje drzwi i przyjęła pierwszych chorych.
Jaka jest więc ta wizja, którą realizujemy?
Hospicjum to miejsce, w którym zapewnia się maksymalny komfort nieuleczalnie chorym, stosowną pielęgnację i troskę. Dajemy wsparcie socjalne i duchowe w chwili, gdy walka z nowotworem jest zakończona, a celem staje się poprawienie jakości ich życia przez złagodzenie objawów i minimalizowanie bólu. To czas, gdy ludzie dokonują podsumowania swego życia, czasem niepogodzeni z faktem odchodzenia, czasem spokojni – żegnają się z bliskimi, umierają. Ale to też miejsce, które z racji bycia „ostatnią przystanią” winno być domem przyjaciół: otwartym, bezpiecznym, zapewniającym intymność i tyle życia, radości w każdej chwili, na ile jest to możliwe.
Czy takim domem jest Betania?
Czeka tu na chorych 16, w większości indywidualnych, słonecznych pokoi z WC, ogród, kaplica. Nasi wolontariusze towarzyszą mieszkańcom w czasie spacerów, czuwają, gdy oni śpią, czytają im i wspólnie piją poranną kawę. „Doktorzy clowni” z Fundacji „Dr Clown” zakładają chorym czerwone noski i malują na kolorowo twarze, prowokując do śmiechu. Karolina, nasza psycholog, przed Wielkanocą organizuje warsztaty zdobienia pisanek, Ania, rehabilitantka, zachęca nawet do tańca.
Tak, Betania to miejsce, w którym prędzej czy później nasi mieszkańcy umierają…
Jesteśmy wtedy z ich rodziną i sami czujemy kolejną stratę. Kolejny raz patrzymy na niezapełnioną czyjąś obecnością przestrzeń. Staramy się jednak, aby nikt nie był zapomniany, prowadzimy kronikę, wieszamy zdjęcia, palimy świece. Dwa lata temu byliśmy z wizytą w zaprzyjaźnionym hospicjum w Bautzen. Zobaczyłam tablo prezentujące personel – pełne śmiesznych komentarzy ich samych, chorych plotkujących na miękkiej kanapie i kosz z ciepłymi skarpetami zrobionymi przez jedną z wolontariuszek. To prezent powitalny dla nowych mieszkańców. Po korytarzu spacerował kot. Staramy się, aby nasze hospicjum też było takim właśnie pełnym ciepła domem. Otwartym, „nie straszącym” śmiercią, ale pozwalającym dobrze się do niej przygotować, godzić z tym, co nieuniknione, otaczając płaszczem miłości.
Brzmi to zapewne bajkowo, to prawda. Taki mamy cel, ale jest wszak proza każdego dnia. Borykamy się z brakiem funduszy, niewystarczającą ilością łóżek czy personelu. Kontrakt z NFZ pokrywa tylko 60% naszych wydatków. Na szczęście jak dotąd wkoło nas jest wielu przyjaciół, osób dzielących się z nami, przekazujących darowizny i czerpiących satysfakcję z pomagania nam i bycia częścią Betanii.
Są bowiem w życiu cenne chwile – a dla nas każda chwila jest najcenniejsza.
Wypowiedz się!
[fbcomments]